poniedziałek, 3 października 2016

czarno to widzę...

Bo tu nie chodzi o żadną aborcję, tu chodzi o prawo do wyboru, to dla mnie dwa różne, odrębne, wręcz skrajne tematy. W mojej opinii nie mają one ze sobą praktycznie nic wspólnego. Aborcji mówię stanowcze NIE! Prawu do aborcji mówię zdecydowane TAK! Jestem kobietą, mogę chociaż spróbować postawić się w sytuacji, kiedy staję przed takim właśnie wyborem. Teraz w teorii mówię, Nie!, ale co jeśli ciąża będzie zagrażała mojemu życiu, lub zdrowiu? Mam już dwóch synów, którzy  potrzebują mnie tutaj na ziemi. Wychowałam się bez mamy i zrobię wszystko, żeby moi chłopcy nie musieli przeżywać tego co ja.  Co jeśli ciąża będzie uszkodzona, a poczęte z niej dziecko chore, upośledzone? Co jeśli będzie cierpiało ono do końca swojego życia? Czy to nie egoistyczne skazywać kogoś na życie w ciągłym bólu i cierpieniu? Być może wtedy zdecydowałabym się na aborcję,  a być może nie, ale chciałabym wiedzieć, że to ja decyduję, że to mój własny wybór, a nie kogoś innego  …  Mieć prawo i nie skorzystać z niego to dla mnie cel do którego powinno dążyć Państwo. Edukacja, moralność, poczucie bezpieczeństwa, to filary, które prowadzą do sukcesu. Państwo potrzebuje dzieci chcianych, kochanych a nie zrodzonych pod groźbą kary i więzienia. Kobieta, która chce usunąć ciążę zrobi to. Zrobi to bez względu na kary i zakazy, pytanie tylko w jakich warunkach będzie musiała tego dokonać? W piwnicy? W garażu? Uwierzcie w nas, uwierzcie w siebie. Nie chce mi się nawet myśleć, że kobiety usuwają ciążę dla rozrywki…. Przecież jesteśmy waszymi, córkami, żonami, matkami.
Paradoksalnym jest fakt, że to wszystko dzieje się w kraju, gdzie na czele Rządu stoi kobieta. Boję się, że to tylko wierzchołek wielkiej lawiny, pod którą cierpieć będą kobiety, pozbawiane stopniowo swoich praw…