wtorek, 24 listopada 2015

-Słyszałaś, jak w nocy krzyczałem?

-Słyszałaś jak w nocy krzyczałem?
-Yyyy nie, a co się stało?
-Skurcz miałem, chyba 15 minut siedziałem i próbowałem rozmasować.
-Achaaaa.
-No widzisz? Ja tam prawie umarłem z bólu, a Ty się nawet nie obudziłaś, a wystarczy że mały pierdnie a Ty już siedzisz :/
-no fakt.....zła żona jestem ;)


Swoją drogą to niesamowite. Zawsze zastanawiałam się, jak to będzie? No jak ja się obudzę, jak te dzieci zaczną płakać? Chyba będą płakały tak długo, aż je usłyszę myślałam. I od pierwszych dni przy łóżku samym trzymałam. I co? Ledwo ręką, albo nogą któryś ruszy, a ja już oczy jak złotówki. No jak to się dzieje? Kiedyś, jak zasnęłam to tak spałam do rana. Nic mnie nie obudziło. Burza? Jaka burza? Jakie pioruny? Kto był?
O 11 wstawałam i jeszcze by się pospało, taki śpioszek byłam. Dzisiaj budzę  się po kilka, albo po naście razy w nocy i o 6 rano wstaję i jakaś taka wyspana jestem. To te chłopaki takiego pałera dają, albo hormony jeszcze szaleją.....
Matka, matka po prostu jestem i niby śpię ale wszystko słyszę, tylko gdyby złodziej mi łóżko spod tyłka wyniósł to pewnie bym się nie obudziła ;)
A mój mąż, wiecie to też ojciec prawdziwy. Kiedyś chrapał wniebogłosy, aż płakałam czasem po nocach, bo budzić go nie chciałam, a sama oczu zmrużyć nie mogłam. Nie powiem też, że czasem jednak trochę poobijany rano się budził, bo go z łokcia tu i tam pociągnęłam. A od kiedy dzieci są to co? Jak ręką odjął. Nie chrapie coby chyba dzieci nie pobudzić ;) można? Można!!!!



piątek, 20 listopada 2015

Czasami kręcą mu się włoski na skroni.

Na początku nie miał nic, potem tylko małe pudełeczko na smoczki i dwa misie w kołysce. Z czasem przybyło pluszaków, gryzaków i innych zabawek. Na półce biało czarne książeczki i karty edukacyjne dla maluszka. Grzechotki znalazły miejsce w dużym pudełku obok Sophie i MrB. Dzisiaj do kosza to wszystko wrzucam, bo już się nie mieści. I tak dzień po dniu, powolutku, po cichutku, zajmuje coraz więcej miejsca w naszym domu i sercach.



Czasami kręcą mu się włoski na skroni, a jak się uśmiecha to już wyraźnie widać te dwa zęby na dole i patrzę tak na niego jak śpi mi przy piersi, spokojny, łagodny. Wstał pół godziny wcześniej, ale stwierdził, że się niedospał, więc tak leżymy razem, słucham jego cichego oddechu, głaszczę po główce i całuję rączkę. Pamiętam, jak był taki nowy, dopiero co go ze szpitala przywieźliśmy. Uczucie miłości do niego było już wtedy ogromne, ale jeszcze takie niezdefiniowane, bo jakby jeszcze nie zajął faktycznego miejsca w naszej rodzinie w naszym życiu.
Pracowal nad tym codziennie, przez te kilka miesięcy udało mu sie zdobyć serca wszystkich. Jego piski, śmieszki, jego małe rączki wyciągnięte w naszą stronę. Jego małe paluszki wczepione we włosy. Jego maleńkość, bezbronność, miłość nad nim sie przelewa. Kostek nie wyjdzie z domu bez ucałowania go w czoło, a kiedy odbieramy go ze żłobka najpierw wita się z nim. Mówi do niego " moja Guciulka" " moja Guciuleńka". 



Już nie pamiętamy jak to było bez niego, coś tam nam się kojarzy, że był w brzuchu, ale to i tak jakby zawsze był. Teraz czujemy że nasza rodzina jest pełna i może kiedyś, gdzieś tam znajdzie się jeszcze jakaś dziewczynka, którą można by przygarnąć, bo trzecim synem ryzykować nie będę ;) 
Kostek ostatnio powiedział, że Guciu już jest duży, nie mały, że on chciałby małą dzidzię - dziewczynkę. Dałby jej na imię "prutek" :/